poniedziałek, 30 września 2013

Śniadanie u Tiffany’ego

Gdy  za oknami jesień, trzeba codziennie budzić w sobie pozytywny nastrój. A jeżeli mowa o pobudce - dzień najlepiej zaczynać pysznym posiłkiem. Na 'śniadanie u Tiffany'ego' oczywiście nie mam szans, ale w moim Siedlisku stworzyłam sobie jego namiastkę. Myślę, że Audrey Hepburn może mi pozazdrościć takiego śniadania. Pyszne bułeczki, z najlepszej w okolicy piekarni Glanc, z konfiturą brzoskwiniowo-pomarańczową oraz kawa zbożowa z mlekiem. I nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.



Odkąd Marysia chodzi do przedszkola pozwalam sobie na takie śniadaniowe lenistwo, ładując akumulatorki na cały dzień. Tym bardziej że słońce rzadziej zagląda do nas. Niebo pokrywają sino-szare chmury, z których często spada rzęsisty deszcz. Ale jesień taka jest i już. Nie pozwalam sobie na ponure nastroje...

Poduszka i pojemnik na 'przydasie' powstał dla Agnieszki. Mam nadzieję, że będzie się jej podobać. Dodałam również kolorowy akcent w błękitno- turkusowym kolorze, który stał się rozpoznawalny dla marki Tiffany.


niedziela, 29 września 2013

I już mamy jesień


Lato na naszym siedlisku szybko minęło i przyszła do nas jesień. Ciemne wieczory rozpoczynają się coraz wcześniej, więc z Marysią staramy się jak najwięcej korzystać z krótkich, słonecznych popołudni. Odwiedzamy bardzo często nasz pobliski las, gdzie witają żółte już brzozy. Z każdego takiego spaceru przynosimy kilka grzybów. Marysia znajduje najpiękniejsze okazy. Talent do grzybobrania ma chyba po dziadku Kryspinie, który był mistrzem w ich zbieraniu.





Myślałam, że gdy moja Kluska od września rozpocznie przygodę z przedszkolem będę miała więcej czasu na swoje robótki i przeróbki. Nic bardziej mylnego... Materiał w beżową kratę kupiony za grosze w ciucholandzie nadal czeka, aby uszyć z niego poszewki na poduszki do salonu. Zawsze brakuje czasu...


Ledwie skończyłam brzoskwinie, zaczął się sezon na czarny bez, a już za chwilę pojawi się dynia. Pomarańczowa dama uśmiecha się już do mnie zalotnie w ogrodzie i czeka cierpliwie na swoją kolej. 


Pan orzech także pęka z dumy, pokazując swoje smaczne wnętrze. Oj będzie w tym roku orzechów, z czego się bardzo cieszę. Na zimowe wieczory są one najlepszą przekąską - szczególnie w postaci ciasteczek lub pysznego ciasta orzechowego. Jak już wspomniałam, popołudnia spędzamy w ogrodzie, gdzie najfajniejszą zabawą Marysi jest grabienie liści. Z orzechów układamy różne figurki, razem siadamy i popijamy herbatkę z sokiem z czarnego bzu i stwierdzam, że jesień wcale nie jest taka szara i smutna... w towarzystwie córki jest piękna!




Gdy tylko nie pada, zakładam kalosze, kolorową chustę na szyję, zabieram kosz i idę po czarny bez.  Herbatka z tym sokiem jest pyszna i ma niesamowite właściwości zdrowotne. Pamiętam, że na podwórku babci Marysi rosły dwa ogromne krzaki czarnego bzu. W maju bieliły się od kwiatostanów, a we wrześniu gałęzie uginały się od granatowych, soczystych koralików. Babcia zawsze gotowała litry soku z „gumijagód” – którym to określeniem żartobliwie nazywała czarny bez .  Ja kontynuuję tę tradycję...



Mam nadzieję, że jesienne przeziębienia Was omijają, a piękna ‘Złota Jesień’ będzie nam mijać w towarzystwie słońca i kolorowych liści.